wtorek, 22 stycznia 2008

ROZDZIAŁ V

V. Zostaw mnie, proszę zejdź ze mnie, nie szarp, przecież nic Ci nie zrobiłem, dlaczego mnie męczysz, dlaczego ranisz? Nie, nie rób tego, proszę, nie rób mi krzywdy! Za co, błagam, daj mi spokój, nie zmuszaj mnie do niczego więcej. Ja nie mogę tak dalej, nie mogę już Cię słuchać, nie mogę więcej wypełniać poleceń, nie chcę, nie dam już rady. Nie daję rady!!! Dlaczego upatrzyłeś sobie właśnie mnie, skąd ten pomysł? Co? Że ja sam to zrobiłem? Nie, to nie możliwe, nawet Cię nie znam, nigdy Cię nie widziałem, nawet teraz nie widzę. Odwiąż proszę sznurki, uwolnij moje ręce, nogi, głowę, język, zostaw, nie dotykaj mnie już!!! Jak to nie możesz? Przecież to Ty dyktujesz warunki, ty decydujesz, Ty masz władzę! Rozkaż sobie odejść. Dlaczego jesteś taki prawdziwy, czemu czuję Twoje kolana na mojej głowie, dlaczego klęczysz na mojej głowie? To boli, tak strasznie boli, miażdżysz moje myśli, mój umysł, moje marzenia... Nie, to są moje marzenia, nie Twoje, nie wmówisz mi tego, nie uwierzę, to nie możliwe! Nic nie mów, błagam, nie odzywaj się! Dlaczego jak zatkam uszy dalej Cię słyszę? Jak Cię uciszyć, jak ubłagać, jak się od Ciebie uwolnić? Nie mów że nie dam rady, że nie potrafię, wiem, już to wiem, jestem nikim, i czego jeszcze chcesz? Już Ci to przyznałem, co mam jeszcze powiedzieć, powiem wszystko, tylko mnie puść. Nie każ mi płakać, nie chcę, za długo już płakałem, moje łzy to już tylko wyblakła krew, to chcesz widzieć? Rozerwę sobie dla Ciebie policzki, chcesz? Popatrz. Puść moją rękę, naprawdę chcę to zrobić, Ty też tego chcesz! Nawet tego nie pozwolisz mi zrobić, jesteś śmieszny, nie wiem czego już ode mnie chcesz. Nie wystarczy Ci moja krew, chcesz zatruć moją głowę tak. Nie pozwolę Ci na to, wszystko tylko nie to!!! Klęcz na niej, miażdż ją, ale do niej nie wejdziesz! Co? Nie, ciebie jeszcze tam nie ma! Nie mów tak, nie ja Cię stworzyłem, to nie możliwe! Rozumiem, chcesz żebym oszalał, tak, rozgryzłem Cię, ha. To jest Twój cel, jak niby chcesz to zrobić, nie wystarczy mnie opętać! Tak, krzycz, pokaż jaki jesteś wściekły, pokaż na co Cię naprawdę stać. Zrób w końcu na mnie wrażenie, no dalej, spróbuj, Twoje ciosy już nie działają, to już nie wystarcza. Teraz ja jestem panem, leże pod Tobą, ale to ja tu rządzę!
Kurwa, nie, nie rób tego, nie odważysz się, nie wchodź we mnie! Stamtąd podobno przybywasz, nie wracaj tam, bij mnie, katuj, ale nie wchodź! Zobacz, już jestem posłuszny, będę klęczał, leżał, skakał na jednej nodze, cokolwiek! Wyjmij ręce z moich oczu, zostaw moją głowę, zostaw ją dla mnie, resztę bież. Nie połknę Cię, nie wciskaj głowy w moje usta, rozrywasz mi szczęki, Twoje włosy stają mi w gardle. Duszę się, czuję Twoją czaszkę jak wyłamuje mi zęby, czuję już jak Twój oddech zastępuje mój. Zaciskam szczęki, odgryzam Ci głowę. Ręce w moich oczodołach już bezwładnie sterczą, nic nie widzę, ale czuję że jesteś martwy. Powoli odzyskuję wzrok, robisz się przeźroczysty, znikasz, odchodzisz, odchodzi ból.
Leżę na podłodze, jestem wykończony, „cudnie zmęczony”. Szczęśliwy, dawno nie było mi tak dobrze, tak lekko... Ale... Co to za śmiech? Nie, kurwa to nie możliwe, on jest w mojej głowie! Przecież połknąłem jego głowę, jego głowa jest moją. Zrywam się na równe nogi, biegnę do lustra. Więc tak wyglądasz, w końcu widzę Twoją twarz, jesteś całkiem podobny do mnie, ale oczy całkiem inne. Jak śmiesz się uśmiechać, z czego się cieszysz? To jeszcze nie koniec, jeszcze z Tobą nie skończyłem, tak łatwo mnie nie zdobędziesz, to ja będę się śmiał! Myślisz że wygrałeś? Myślisz że w końcu Ci się udało? Nie znasz mnie jeszcze!!!
Staję przed ścianą, zaczynam walić z całej siły głową, raz za razem. I co teraz powiesz, nie spodziewałeś się tego, co? Kto teraz się śmieję, boli co, czujesz ten ból? Cierp teraz skurwysynu, tak jak ja cierpiałem, poczuj to co ja czułem kiedy mnie okładałeś! Och, dlaczego się nie śmiejesz? Czyżbyś czuł że przegrywasz? Jeszcze nie, Ty nie miałeś litości, więc ja też nie będę miał. Znowu staję przed lustrem. Popatrz jak wyglądasz, cały we krwi, czoło całe rozbite, prawie widać biel czaszki. Jeszcze z Tobą nie skończyłem, to dopiero początek, nie myśl że tak łatwo Ci odpuszczę. Wracam do ściany. Biję dalej, widzę jak wypływasz ze mnie, jak zostaje z Ciebie plama, czerwona plama. To piękne, to wspaniały widok, po każdym uderzeniu, coraz więcej Ciebie ląduje na ścianie. Tak, to było mi potrzebne, nie masz już władzy, mieszasz się z farbą, spływasz do podłogi, teraz ja mogę po Tobie deptać! Wynoś się ze mnie i nie wracaj, pod moim butem jest Twoje miejsce. Nie masz już żadnego ciała, jesteś tylko czerwoną plamą, mogę zrobić z Tobą co chcę, mogę Cię zdrapać, zamalować. Ale nie, ja Cię tak zostawię, wybiję tylko resztki Ciebie z MOJEJ (!) głowy i będę patrzył na Twoją bezradność.
Rozmazuję teraz Cię na ścianie, dorysowałem Ci oczka, smutny uśmiech i łezkę, tylko po to by móc teraz Cię bić. Zaciskam pięści, uderzam, sprawia mi to olbrzymia radość. Oj biedaku, oczko Ci się rozmazało, pozwól że poprawię. Poprawiam tylko po to by móc Ci w nie splunąć, biję dalej, kostki pękają, nieważne, jest mi za dobrze żeby przestać! Słyszę Twoje jęki, Twoje ciche błagania. O nie, Ty nie słuchałeś, mogłem wrzeszczeć i płakać, byłeś niewzruszony, teraz moja kolej! Nawet nie czuję już swoich pięści, uderzam mechanicznie, jestem podniecony, podekscytowany jak nigdy. Zaczynam krzyczeć z rozkoszy, walę już cepami, cios za ciosem, coraz szybciej.
Padam wyczerpany na ziemię, Ty już nie wydajesz żadnego dźwięku, nawet nie dyszysz, nawet nie masz już twarzy. Ciężko oddycham, zabiłem Cię, w końcu, wolność, jak to pięknie brzmi. Przewalam się na plecy, patrzę w sufit, zasypiam i nic mi się nie śni.
Budzę się w środku nocy, nie pamiętam co się stało, ale jest mi dziwnie lekko, dawno tego nie czułem, nie rozumiem tylko, dlaczego tak boli mnie głowa....

Brak komentarzy: