wtorek, 23 marca 2010

Zycie jest... "piękne"...

Pływam ulicami między innymi „zbędnymi”, opieram się tylko tej dziwnej sile która tę całą resztę ciągnie do jakiegoś wyimaginowanego celu, ja go nie mam. Patrzę jak inni dają się połykać przez dziwną istotę którą nazywają „życiem”. Ja nigdy jej chyba nie spotkałem, albo nie zwróciłem uwagi, pewnie nie była tego godna a może to ja nie byłem jej godzien? Zresztą kogo to tak naprawdę obchodzi i tak jestem mimowolnie przypisany pewnej karykaturze na którą muszę wyglądać, i tak nikogo nie interesuje jaki jest człowiek, ważne jaki ma być! Czego bym nie zrobił i tak ktoś zawsze splunie mi w twarz słowem - „człowieku!”, to chyba jedyna rzecz od której nie możemy się uwolnić.
Człowieczeństwo – produktywność - niezbędność – konieczność – szarość – zbędność - unicestwienie, tak powinna wygladać podręcznikowa historia egzystencji istoty ludzkiej z punktu widzenia obecnego świata. Ja przy starcie bylem już na szóstym etapie (bo „...czego nie można kochać, mijać należy” - Nietzsche), czekam tylko na etap ostatni, poprzednie są dla mnie tylko przekreśleniem wolności jakiejkolwiek, bez której moja „zbędność”, a raczej wiedzo o mojej zbędności, nie dawała by mi nawet tej minimalnej satysfakcji, którą paradoksalnie chwilami odczuwam. Dla takiego świata jaki oglądam...po prostu nie chcę być jego częścią i tyle!!! Potrzebuję tylko małej, maleńkiej enklawy, azylu do którego mogę uciekać i odcinać się od tego, pożal się panie antychryście świata. Tyle że jedynym „miejscem” do którego mogę uciec jestem ja sam i tylko w sobie mogę układać wszystko jak należy. Nawet jak bym zaczął układać, tak ogólnie wszystko, nikt nie zwrócił by na to uwagi, wszyscy mijali by tylko „akty inności” a moje krzyki nie dotarły by do ich jakże uważnie nadstawionych uszu.
Człowiek to właśnie takie tępe stworzenie, ubrać, nakarmić, wytresować i puścić na „role”, nic nie rozumie, patrzy tylko tymi pustymi ślepiami w przestrzeń czekając na kolejny rozkaz, kolejne zadanie do wykonania. Jednocześnie twierdzi że jest „wolny” i że wszystko co robi jest jego indywidualnym wyborem, jakże by inaczej – co pan wybiera, szubienice czy stryczek, z cebulką czy bez? Tak, nie ma to jak wolność, naprawdę można się nią napawać w tym świecie, wybrać sobie kolor auta, kafelki do łazienki, nawet na śniadanie można wybrać sobie kurwa płatki, na przykład z bananem czy innym patatonem. Jak dla mnie....po prostu BOMBA!!! Aż się robi miło na sercu, nie prawdasz?
Jakoś nikt nie dostrzega tego że to wszystko jest tak ładnie i niby precyzyjnie poukładane tylko po to by stworzyć pozory wolności, może to ja mam jakiś spaczony obraz rzeczywistości, jeżeli tak to i tak mam to gdzieś! Przynajmniej jest to moje spaczenie i tego nikt mi nie zabierze, nikt nie poprzestawia i nikt nie powie że tak jest naprawdę. Każde z tych zwierzątek pociągowych (mowa tu oczywiście o tzw. „człowieku”) stwierdzi że nie tak wygląda jego świat, a skoro jego świat tak nie wygląda, to mój też nie może i kropka. Kolejny przypadek urojonej wolności, skoro ja egzystuję w świecie takim jak każda inna istota, to jak mogę widzieć ten świat inaczej? „Świat” nie przewiduję odstępstw od reguły, jest taki a nie inny i czy to nam się podoba czy nie musimy się przystosować. Przynajmniej tak jest z „jego” punktu widzenia, każdą zmienną przypisze sobie i w konsekwencji uzna ją za „normę”, po prostu „świat uniwersalny”. Wszystko w jego egoistycznym mniemaniu jest jego częścią i może z logicznego punktu widzenia jest w tym „odrobina” prawdy, co nie zmienia faktu że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego (delikatnie powiedziane, prawda?).
A gdyby tak znalazł się większy egoista od tego tzw. świata, a może to świat jest częścią mnie? Może to właśnie świat jest określany mną, może to ja jestem istotom wyższą a ten śmieszny glob obraca się między moimi palcami, jednym ruchem powoduję trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu, śmierć i narodziny milionów!?! To by wyjaśniało dlaczego ten świat jest taki popieprzony, po prostu nie chcę mi się nim zajmować, jakoś mam ważniejsze sprawy na głowie, kota i w ogóle... zarobiony jestem i tyle! Co miał by mnie obchodzić jakiś błagający o życie „robaczek” zasypany w kopalni czy inna zbędna mi istota wyskakująca z okna swojego apartamentowca, gdybym musiał akurat nakarmić kota czy zrobić sobie jajecznicę, zupełnie nic. Choć może mogło by być nawet zabawnie, rozbolał by mnie ząb – trzęsienie ziemi, ukłuł bym się w paluszek – karambol na autostradzie, kurwa poszedł bym się odlać i na Bałtyku zaginęły by dwa kutry rybackie przykryte przez „gwałtowną falę przypływu”. Tak, a ta masa maluczkich pode mną wznosiła by do mnie modły i jeszcze dziękowała za takie życie - „skacz jak ci karzę, będę patrzył jak skaczesz”, a na koniec podziękuj że pozwoliłem ci skakać. Cóż, ciekawa wizja, dla niektórych nawet oczywista, tyle że nie do mnie się modlą i może troszkę inaczej tłumaczą sobie pewne sprawy. W końcu żaden sztorm nie był zdaję się spowodowany niefortunnym oddawaniem moczu przez jakąś rozleniwioną istotę, choć patrząc na to „mrowisko ludzkości”, kto wie co mami się tam w ich otępiałych umysłach?
Tacy jak ja zawsze są równi zeru, lecz radość z bycia zerem jest jednak większa niż można by sobie wyobrazić, nie wybieram sobie koloru auta – nie mam auta, kafelek do łazienki – nie mam łazienki, nawet kurwa płatków nie lubię, tyle problemów z głowy. Arystoteles zapytany po co codziennie chodzi na targowisko skoro i tak nigdy nie ma pieniędzy odpowiedział - „Lubię tak chodzić i patrzeć ile jest na świecie rzeczy do niczego zupełnie mi nie potrzebnych”. Co nie zmienia faktu, że gdybym posiadał kiedyś w życiu np. przytoczone wcześniej auto, to pewnie i wybrał bym sobie jego kolor. Ale nie mam i jakoś łatwiej podbudować się myślą, że to mój indywidualny i niezależny wybór, na który nie ma wpływu żaden czynnik prócz mojej niechęci posiadania takowego pojazdu, czy czegokolwiek innego, pozostającego aktualnie poza moim zasięgiem.

I krąg się zamyka, ale uszy do góry, życie jest przecież piękne... jak wyżej.