wtorek, 22 stycznia 2008

ROZDZIAŁ I

I. Patrzę na świat jak na obraz, tak w tym momencie jest on dla mnie tylko obrazem. Ja go tworzę, to ja teraz rządzę pędzlem życia, jestem twórcą istnienia. Stoję dumnie przed stelażem w głupiej czapce, paletą w dłoni i długim papierosem w ustach. Jak szpadą ciskam w płótno pędzlem, dodaję nowe kolory, kreski, podkreślam wszystkie najważniejsze detale. Jestem dumny z tego co powstaje, na twarzy mojej rysuje się uśmiech, w oczach szaleńczy zapał do tworzenia. Tak, stworzyłem idealną krainę, można nazwać to rajem czy utopią. Sam jestem zauroczony harmonią, nie ma tam nic zbędnego, wszystko się z czymś łączy i z czegoś wynika. Jeszcze tylko rama, mam odpowiednią, dawno ją przygotowałem, wygląda tak jakby z niej spływał ten obraz. Ogarniam całość wzrokiem, tak, to jest to....
W tym momencie powinienem odejść i zostawić tę wizję świata, ale coś mnie tchnęło aby jeszcze ulepszyć dzieło. Więc kontynuowałem. Wszystko zaczynało się zlewać, myśl wpływała na myśl, jedna przytłaczała drugą. Kolory traciły swój wdzięk, przypominały teraz raczej plamy na obrusie. Tak, zdawało się bez końca, każdy ruch pędzla był uderzany następnym, chcącym go poprawić, a w rzeczywistości niszcząc go. Przebiłem płótno, wszystko przepadło, w amoku już zanurzony, teraz trzymając prawdziwą szpadę, bez bólu tnę dalej. Zniszczone, padam na kolana, płaczę, została tylko rama, reszta w strzępach. Odwracam się i odchodzę, chcę zapomnieć.
Gdybym miał dla siebie choć odrobinę szacunku, schowałbym to „dzieło” tak, by żadne oczy go nie dostrzegły, wzią bym ramę i zaczął od nowa. Ale nie, ja zostawiłem go na widoku, tak by każdy mógł mu się przyjrzeć i go zapamiętać. Tak by, kto tylko zechce, mógł się na nim wzorować...
Czy jestem godzien miana artysty?

Brak komentarzy: